"Pomieszczenie jakże ciche, beztroskie i rozkoszne zalane zostało
delikatną poświatą nadchodzącego nowego dnia. Myśli jeszcze spokojne
spoczywały w nocnych marzeniach rozkosznego snu, gdy nagle do uszu
wdarła się niemiła melodia.
Beeb, beeb, beeb…
Zesztywniałe
ciało rachitycznie przerzuciło swoje członki atakując bezlitośnie nadto
skrzeczące urządzenie, które dzień w dzień, o nienaturalnych porach,
katuje swoim kurantem. Z ust wydobył się codzienny skowyt
niezadowolenia, a oczy ujrzały wspaniały świat zalany łzami niebios.
Można by rzec, że to kolejny fascynujący początek tygodnia, początek
nowych i nieznanych doznań jakie mam poznać przez najbliższe godziny.
Niechętnie
odgarnęłam puchowe sanktuarium, które wyściełało mojego czworonożnego
przyjaciela – łóżko… Z wielkim trudem oraz szczyptą żalu pożegnałam się z
jego miękkością, ciepłym uściskiem i ruszyłam na wpół przytomna do
akademickiej łaźni koedukacyjnej. Jakie to piękne gdy zewnętrzna kraina
skąpana jest w czerni. Ty masz przed sobą studencką perspektywę nauki, a
na głowę leją się hektolitry wrzątku majestatycznie parząc wszelkie
cebulki na głowie. Zważywszy na pewne okoliczności jakimi była wymuszona
ewakuacja z domu studenckiego nie mogłam się nacieszyć parującą kąpielą
i w nadmiernym pośpiechu wyfrunęłam z budynku. Czając się przy
portierni czułam się jak złodziej, który z trwogą o swój łup i własne
bezpieczeństwo przemyka się przez nieznane mu korytarze, aż do
zbawiennych drzwi, które miały stać się jego wrotami wybawienia. Otóż
właśnie te wrota po przekroczeniu stały się bramą donikąd. Zamiast
soczystych obłoków muśniętych w szczęśliwych barwach zastało mnie
wilgotne powietrze przesiąknięte szarością i przykrością poniedziałku.
Niczym mizerny wagabunda kroczyłam przez kamienne płyty chodnika ku
mojemu przeznaczeniu powszechnie nazywanym przystankiem autobusowym…
Minuty mijały, a wiatr miotał mną jak skrzydlate stworzenie, które
ostatecznie oddało się sile podmuchu. Po wielu morderczych krokach
doszłam tam gdzie przyjechała żółta śmierć z przegubem, ukazując swoje
demoniczne cyfry. Trzydzieści dwa obiło się w myślach, a drzwi
bezpowrotnie się za mną zatrzasnęły. W obliczu kierowcy prosiłam o
bilet, ale ten bez skrupułów parsknął – Nie ma! A ja pochowałam się w
czeluściach siedzenia jak ten przyczajony chabaź. Siedząc jak na
szpilkach nie było już odwrotu, a los śmiał się czekając mojej zguby.
Jednak po raz kolejny zbawiennie wyszłam z opresji i dojechawszy do
pnących się murów uczelnianych odetchnęłam. Jednak miłościwa chwila
spokoju nie trwała długo gdy z tumultem zostałam wciągnięta w otchłań
paszczy zimnego budynku.
Ot tak zaczął się następny poniedziałek lutego…"
...Oj tak muszę przyznać, że troszkę mi się dziś zakręciło w głowie:D I nie, wbrew pozorom nie piłam niczego wysokoprocentowego, to chyba wiosna:D...
Wreszcie po baaaaardzo długim czasie lenistwa, zabieram się do jakieś pracy i zbieram się do kupy:) Siedzę i zastanawiam się, czy wreszcie to ten moment kiedy wszystko zaczynie się układać, tak jak tego chcę:) Oczywiście może poza pracą magisterką, która dalej leży niezaczęta:D...
Dziś na przykład mam za sobą świetny dzień!! Spotkałam świetnych ludzi i robiłam świetne rzeczy. Pomimo tego, że prawie cały dzień byłam poza domem, czuję się...hmmm... nie, nie powiem, że szczęśliwa, bo los jest złośliwy i gani szczęśliwców. Czuję się bardzo dobrze:) Miałam dziś naprawdę wiele przygód!! Dla przykładu - pociąg. Pierwszy raz od wieków miałam okazję poruszać się tym środkiem lokomocji i jestem ogromnie zaskoczona!! Droga z Zabrza do Katowic, zabrała Nam trzy razy krócej aniżeli busem, i do tego zaoszczędziłyśmy 20 groszy:D Czasami miło jest coś zmienić i nawet taka mała rzecz cieszy:) Zresztą co tu dużo mówić, droga przeleciała Nam, jak z bicza strzelił, ponieważ cały czas chichrałyśmy się z Sonią i planowały balowy wieczór wydziałowy:D Później szybka przebieżka na autobus i już byłyśmy u Soni na kawie i śniadaniu:) Musiałyśmy nadrobić wiele rzeczy, przecież nie widziałyśmy się całe ferie!! Poczyniłyśmy także pewne przyszłotygodniowe nocne plany ( piszę o tym Soniu, żeby nie skończyło się jak zawsze:P):D Droga powrotna nie była zbyt sympatyczna, bo padał deszcz i aura była iście listopadowa ( dołująco-przygnębiająca). Ok. to tyle z dziś, resztę zachowam dla siebie, ale to nie wszystko co sprawiło mi dziś radość;):*...
Porządkując kilka dni temu dysk, natknęłam się na kilka zdjęć, które pokryły się już kurzem i nie znalazło się dla nich miejsce w osobnych notkach, dlatego pomyślałam, że wkleję je wszystkie razem:D
Najlepsza Karczmiana Ekipa Na Śląsku!!:D
Z obecnym Ślązakiem Roku:)
Poniżej uroczy prezent, który dostaliśmy od Młodych:) Niektórzy to mają pomysły:D
Are you talking to ME?!
Tak wygląda Sadi, która idzie do pracy jako półgość i nie musi nosić się na czarno:D Ps. fryzura wytrzymała całe 10 minut tańców:D Na reszcie zdjęć, z tego wieczoru mam całkiem proste włosy:/


















Brak komentarzy:
Prześlij komentarz