Kategorie

Archiwum

11.09.2013

...Przenosiny...

...Jakiś czas temu podjęłam decyzję o założeniu nowego bloga na własnej, niezależnej domenie. Uruchamianie bloga zajęło mi jednak trochę więcej czasu niż przewidywałam. W związku z tym, że nie chcę publikować nowych postów na dwóch blogach, zapraszam wszystkich już teraz na nową odsłonę bloga. Zostało jeszcze wiele do zrobienia ale blog z dnia na dzień nabiera pełniejszych kształtów. Proszę o cierpliwość i wyrozumiałość. Zapraszam serdecznie do czytania..... no i komentowania :)

31.08.2013

...Autobusowy zwierzyniec...

     Ostatnimi czasy, dziwnym zbiegiem okoliczności, mam więcej okazji do dłuższych przejażdżek komunikacją miejską, niż tylko piętnastominutowy dojazd do szkoły. Zauważyłam, że naprawdę dziwne obyczaje panują czasami w autobusach. 

     Upalny dzień, żar leje się z nieba, siedzę przyklejona (dosłownie) do fotela, obserwuję otoczenie i oczom nie wierzę. Do autobusu wchodzi Pani z kebabem. Tak, takim do jedzenia. Innego razu poziom hałasu osiągnął apogeum moich możliwości. W połowie autobusu dwóch panów na oko ok. 40-letnich rozmawia na cały regulator o swoich nowych smartfonach i androidzie, przecież android to nowość na rynku i nikt inny w autobusie nie wie co to jest, więc jeden Pan drugiemu tłumaczył jakie rewelacyjne dodatki można sobie wgrać. Rozumiem, że nie wszyscy mieli dotychczas styczność z „nową” technologią, ale ludzie po co wszyscy mają to słyszeć? Wszystko bym zniosła, gdyby nie wydzierali się po śląsku!! Obok owych Panów siedzi kobieta – ok. 50 lat. Z całej piersi krzyczy do telefonu o tym jaka jest biedna, bo skłócona z cała rodziną. Wierzę, że w niedługim czasie będzie również skłócona ze swoim rozmówcą...chyba, że szybciej on ogłuchnie. Na kolejnym przystanku usiadła obok mnie dziewczyna. Po chwili jazdy wyciąga z torebki olbrzymią paczkę chipsów i zaczyna nią szeleścić na cały autobus. Zwariować można!! To wszystko nic do tego cyrku dołączyła para sympatycznie wyglądających ludzi z dwójką dzieci. Państwo siedli na fotelach, a dzieci w wieku ok 3 i 6 lat, dwa rzędy dalej. Nie muszę chyba mówić co było dalej. Cały autobus dowiedział się, że jadą do zoo przestraszyć tygrysa, że już niedaleko i o tysiącu innych rzeczy.

     Nie jestem żadną marudą, ani malkontentem, ale ludzie opamiętajcie się!! Autobus to nie bazar, ani targowisko!! To nie jest miejsce, w którym się krzyczy, to mała przestrzeń, którą dzielisz z innymi współpasażerami, więc daj im żyć i nie utrudniaj już i tak ciężkiej jazdy w nieklimatyzowanym busie!!

30.08.2013

...PocketBook 623 Touch Lux...

   Opiszę dziś swoje wrażenia związane z czytnikiem, który zakupiłam na początku czerwca. Bardzo długo wahałam się, czy inwestować w droższą wersję czytnika Pocketbook, czy zadowolić się tańszym modelem lub tańszym odpowiednikiem innej firmy. Koniec końców zdecydowałam się na jeden z wyższych modeli oferowanych przez tego producenta i jestem ogromnie zadowolona!!





   Przede wszystkim czytnik ma świetny, nowoczesny desing i rewelacyjnie leży w ręce. Początkowo obawiałam się, że jego małe wymiary (114,5 x 175 x 9,5 mm) spowodują problemy z czytelnością tekstu, ale nic z tych rzeczy. Może to za sprawą specjalnego wyświetlacza E-Ink Pearl HD o rozdzielczości 1024 x 758. Tekst jest bardzo czytelny, a czytnik rzeczywiście nie męczy wzroku. Dodatkowo producent wyposażył urządzenie w specjalnie podświetlenie, które oświetla ekran z góry do dołu, dzięki czemu światło nie świeci prosto w oczy. Nie zauważyłam u siebie jakiegokolwiek dyskomfortu czytając z podświetleniem (a mam naprawdę wrażliwe oczy). Sądzę więc, że technologia zastosowana w czytniku rzeczywiście działa. Fajnym bajerem jest przewracanie stron książek palcem, jak w prawdziwej książce - możemy również użyć w tym celu jednego z klawiszy umieszczonych przy dole obudowy. Producent zapewnia, że dzięki matowej powłoce możliwe jest czytanie książek w każdych warunkach, nawet w słoneczny dzień. W tym wypadku również zgadzam się z tym opisem. W autobusie czy w parku, w piękny słoneczny dzień tekst jest całkowicie czytelny, a ekran nie odbija promieni słonecznych. 


Podświetlenia można zupełnie wyłączyć, lub sterować jego natężeniem.

   Bateria również pozytywnie mnie zaskoczyła!! Po złych doświadczeniach z moim telefonem, którego trzeba ładować najlepiej dwa razy dziennie, czytnik ładowałam dopiero RAZ!! I wcale nie wykorzystałam baterii do końca, poprostu na wszelki wypadek naładowałam do pełna. Póki co zdążyłam przeczytać prawie 7 książek na moim maleństwie i trzeba przyznać, że możliwe jest przeczytanie 30 książek na raz załadowanym urządzeniu - tak jak zapewnia producent. 


 Tak wygląda główne menu czytnika oraz ostatnio dodane pozycje.

A tutaj wybieramy książki, które chcemy przeczytać. Mamy również dostępne różne opcje wyświetlania tytułów.

   Jak już pisałam ekran jest dotykowy i pozwala na przewijanie stron, powiększanie i pomniejszanie rozmiaru tekstu i obrazków, przewijanie menu, zaznaczanie słówek, które chcemy przetłumaczyć (za pomocą słownika na jeden z 20 wgranych języków) oraz tworzenie odręcznych notatek. Dzięki temu urządzanie jest poręczne i spełnia więcej funkcji niż tylko zwykłe czytanie książek. 

   W XXI wieku niewyobrażalne jest, aby jakieś urządzenie nie było wyposażone w wi-fi - mój czytnik również je posiada. Nie miałam żadnych problemów z przyłączeniem się do sieci domowej, jak również ze ściąganiem książeczek bezpośrednio z sieci. Dla użytkowników została także przygotowana możliwość dzielenia się wrażeniami z przeczytanych książek za pomocą Facebooka oraz ReadRate (społeczności miłośników książek, gdzie można dzielić się wrażeniami, oceną oraz znaleźć jakieś ciekawe książki polecane przez innych użytkowników). 


 Menu szybkiego wybierania.

 Czytnik ma również wgrany odtwarzacz audio. Jakość dźwięku jest całkiem niezła.

Nasze ulubiona zdjęcia, również znajdą dla siebie troszkę miejsca w urządzeniu.

   To co przekonało mnie do kupna tego modelu, to pojemność pamięci wewnętrznej. Jest to parametr, na który zawsze zwracam szczególną uwagę przy zakupie jakiegokolwiek sprzętu elektronicznego. Oferowane 4 GB w zupełności spełniają moje oczekiwania. Dodatkowo istnieje możliwość rozszerzenia jej do maksymalnie 32 GB, za pomocą kart pamięci micro SD. Przydaje się to w momencie jeżeli chcemy przechowywać na karcie np. pliki mp3.

   Z dodatków czytnik zawiera kilka gier, ale póki co nie przykładałam do nich większej uwagi. Również syntezator mowy wydaje się fajnym dodatkiem, są momenty kiedy po prostu nie mamy ochoty więcej czytać, a słuchanie jest wtedy pewną alternatywą. Osobiście bardzo podoba mi się możliwość ustawiania zakładek w tekście, czy kopiowania cytatów. Zawsze brakuje mi kartki pod ręką, żeby zapisać jakieś mądre myśli wyczytane w książce, mój kolega czytnik rozwiązał ten problem raz na zawsze. Podoba mi się także szeroki wachlarz możliwości personalizowania ustawień, takich jak czcionka, wielkość tekstu czy wyświetlania loga firmy. 


 Czytnik posiada wiele dodatkowych funkcji, dzięki czemu jego używanie jest jeszcze przyjemniejsze!!


   Podsumowując, mogę z ręką na sercu wszystkim polecić omawiany sprzęt. jestem bardzo zadowolona i póki co jedyną rzeczą, która sprawia mi kłopot, jest odpowiednie przekonwertowanie plików PDF do EPUB. Czytnik co prawda widzi pliki PDF, ale po rozciągnięciu tekstu, w celu powiększenia czcionki, czytnik nie potrafi powiększyć jej w odpowiedni sposób. Dopiero w pliku tekstowym EPUB (który jest dedykowany czytnikom), problem znika, za to pojawiają się inne - problemy z niektórymi polskimi znakami oraz zastosowanie innej czcionki przy nich. Jest to jednak kwestia przyzwyczajenia, a sądzę, że jak dobrze poszukam i pokombinuję to i tutaj znajdę rozwiązanie:)

   Zapraszam do zapoznania się ze specyfikacją czytnika, zamieszczoną na stronie producenta: pocketbook.pl

   Dokupiłam do czytnika etui, ponieważ uważam, że bardzo przedłuża dobry stan urządzenia. Skusiłam się na dedykowane temu modelowi, skórzane etui. Jest bardzo ładnie, solidnie wykonane w czarnej ekoskórze. Dzięki specjalnym uchwytom, czytnik jest mocno przymocowany do opakowania i nie ma obawy, że wypadnie czy wysunie się. Dodatkowo etui wyposażone jest w kieszonkę, w której można ukryć jakieś drobiazgi. 













29.08.2013

...Ranne przyjemności...

Otwieram jedno oko, za chwilę drugie i słyszę pomruk. Przestraszona nasłuchuje chwilę. Słuchać głosy i znajome dźwięki - po cichutku wykradam się z łóżka i na paluszkach drepczę do drugiego pokoju. Zaskoczenie wielkie!! Cała rodzina na nogach siedzi przed telewizorem i dzielnie (6 rano) wlepia wzrok w ekran telewizora. Naciągam się żeby zobaczyć co leci i ...pierwszy gem meczu Uli Radwańskiej ze Sloane Stephens!! Rozsiadam się wygodnie i nie ma siły, żeby coś odciągnęło mnie sprzed ekranu!!

28.08.2013

...Środa - Czwartek...

   Środa i czwartek były dniami totalnego luzu i odpoczynku po męczącej wycieczce na Małołączniak. Cały środowy ranek zajęło nam szukanie nowych noclegów. Po przeglądnięciu w internecie, obdzwonieniu i przejechaniu połowy Zakopanego - postanowiliśmy udać się do biura turystycznego. Mieliśmy szczęście i wynajęliśmy mieszkanko babki, która tam pracowała!!


 Takie pyszne śniadanka sobie serwowałam i do tego ciekawa książka.




   Nie zastanawialiśmy się długo i pojechaliśmy do naszego nowego gniazdka. Okazało się, że mamy do dyspozycji dwa pokoje, łazienkę, kuchnię oraz duży taras!! Wszystko co prawda w góralskim stylu, który niespecjalnie lubimy, ale coś kosztem czegoś. Nocleg był blisko centrum - w Kościelisku. Naprawdę jesteśmy ogromnie zadowoleni!! Bardzo wypoczęliśmy, wreszcie coś ugotowaliśmy i poopalaliśmy się na balkonie - właśnie tam spędziłam cały czwartkowy ranek.


 Piękny widok na Giewont i Małołączniak.



Ten czerwony szczyt, to właśnie Małołączniak.

     Nocleg, który udało nam się znaleźć, to dwupokojowe mieszkanko z kuchnią, łazienką i pięknym balkonem z cudownym widokiem na Giewont i Małołączniak. Jeden z pokoi to nasza sypialnia, drugi jadalnia, z której wychodziło się na taras. Kuchnia zawierała cały sprzęt jaki prawdziwej gospodyni domowej jest potrzebny, aby ugotować coś pysznego dla swojego mężczyzny. Była nawet zmywarka, a w łazience pralka!! Duża przestrzeń i balkon, to to co bardzo lubię. Warto było dopłacić parę groszy do normalnego pokoju. To co wydaliśmy na apartament, zaoszczędziliśmy na obiadach, które mogliśmy przygotowywać w domowym zaciszu.










   Popołudniami spacerowaliśmy po Zakopcu, jeździliśmy na karuzelach i wcinaliśmy smakołyki - lody, granity i oczywiście oscypki. Podziwialiśmy oczywiście Giewont i troszkę żałowaliśmy, że nie zdecydowaliśmy się jednak wejść na górę w tym roku - ale przyszły rok czeka :)




Photos by Dan & Sadi.








27.08.2013

...Kulturalnie o drogach...

     Pobyt w Zakopanem już dawno za mną, a wciąż z Danem przypominamy sobie te miłe chwile spędzone w samochodzie poruszając się po Zakopiance (częściej w korku) oraz po drogach w centrum miasta. Nie da się nawet porównać kultury panującej na tatrzańskich drogach do tej, z którą na co dzień spotykamy się na Śląsku!! Oto dlaczego:

Wpuszczanie samochodów z drogi podporządkowanej na główną.

     To niesamowite, ale w górach praktycznie w ogóle nie mieliśmy problemu z wyjazdem z dróg podporządkowanych. Na Śląsku jeżeli nie wepchniesz się "siłą" na główną ulicę, to możesz co najwyżej liczyć, że pojedzie jakiś Niemiec, który Cię wpuści. Jest diametralna różnica w Zakopanem - tam w ogóle się nie czeka!! Kierowcy od razu mrugają światłami, bądź zapraszają gestem do włączenia się do ruchu.

Przepuszczanie pieszych na pasach.

     To kolejna rzecz wyróżniająca zakopiańczyków od reszty świata. Na żadnym przejściu nie czekaliśmy dłużej niż przejazdu jednego samochodu i to w centrum - gdzie ruch jest spory w okresie wakacji. W Rudzie Śląskiej, jeżeli chcesz przejść na pasach to musisz swoje odczekać. Jeżeli widzisz sznur aut, to od razu możesz sobie wygodnie przystanąć i zapaść w letarg, bo trochę sobie postoisz. Co więcej w górach w ogóle nie ma kierowców przyśpieszających przed przejściem, byle tylko wyprzedzić pieszego i wjechać na pasy szybciej niż on zdąży na nie wejść.

Jazda zgodnie z przepisami.

     Nie dalej jak wczoraj byłam na spacerze i minęły mnie dwa samochody pędzące lekko pod stówkę, na głównej drodze w mojej mieścinie - z ograniczeniem do 50-tki. Nie zobaczysz czegoś takiego w Zakopanem. Co prawda, na Zakopiance z żadnej strony nie jest blisko do autostrady, ale kierowcy grzecznie jechali przepisowo, nie wyprzedzali się na złamanie karku - na podwójnej ciągłej, na drugiego, trzeciego ani piątego - ani nie wyprzedzali Cię byle być przed Tobą na światłach i zyskać jakieś 2 sekundy.

Cierpliwość.

     Śląskim kierowcom brakuje cierpliwości. Jeżeli tylko jedziesz wolniej, bo najzwyczajniej w świecie nie znasz drogi, zaczynają trąbić albo wyprzedzać Cię z wymownym wychylaniem się przez okno w celu zobaczenie co to za łamaga jedzie. Na Podhalu nic takiego nie ma miejsca. Kierowcy są wyrozumiali i nie obawiasz się, że jeżeli na chwilę zwolnisz i się rozejrzysz - ogłuchniesz od jazgotu klaksonów.*

     Nie wiem czy wynika to z faktu, że Zakopiańczycy zdają sobie sprawę, że utrzymują się głównie z turystyki i dlatego tak dbają o przyjezdnych, czy po prostu mają to w genach. Zachęcam jednak wszystkich do zwrócenia uwagi na to, jak przyjemnie jeździ się po podhalańskich drogach i jestem pewna, że nie jest to tylko zasługa pięknego widoku na tatry.

* Jedyne osoby nie zaliczające się do opisanej uprzejmości to kierowcy pojazdów z innymi tablicami niż KTT.

26.08.2013

...Po pierwsze dla przyjemności...

     Jako lipcowy dodatek do gazety Glamour można było dostać pierwszą książkę Janet Evanovich z serii o przygodach Stephanie Plum. Książka w super okazyjnej cenie i do tego z całkiem przyjemnym opisem? Nie mogłam tego przegapić!! Książka została dodana do gazety w ramach akcji promocyjnej ósmej części, która właśnie ukazała się nakładem wydawnictwa Fabryka Słów.

     Dotychczas w Polsce wyszło osiem części (Jak upolować faceta; Po pierwsze dla pieniędzy; Po drugie dla kasy; Po trzecie dla zasady; Zaliczyć czwórkę; Przybić piątkę; Po szóste nie odpuszczaj; Szczęśliwa siódemka; Ósemka wygrywa), ale jeszcze sporo zostało do przetłumaczenia – autorka napisała 20 (!!) części. Główną bohaterką serii jak sama nazwa wskazuje jest Stephanie Plum. Jest to lekko postrzelona sympatyczna dziewczyna, która walczy z przeciwnościami losu i podejmuje pracę jako łowca nagród. Można się domyślić z jakim efektami. Cały czas pakuje się w jakieś niestworzone historie i ściąga na siebie wszystkie plagi świata. Oczywiście co to byłaby za książka, gdyby ślicznej dziewczynie nie towarzyszyli równie ładni panowie. Joe Morelli i Komandos. Morelli to policjant, w którym od najmłodszych lat kochają się wszystkie dziewczyny w Miasteczku (ulica, na której mieszkają rodzice głównej bohaterki i społeczność, która rządzi się swoimi prawami, gdzie wszystkie gospodynie domowe są chodzącymi ideałami) w tym oczywiście Stephany. Komandos to mężczyzna idealny, silny, tajemniczy i opiekuńczy.

     Pierwszą część dosłownie pochłonęłam! Wszystkie sytuacje, które spotykały Stephany były zabawne i świeże. Niektóre sytuacje mnie zaskoczyły, niektóre były do przewidzenia, ale w stopniu akceptowalnym. Bohaterka zyskuje dużo uroku poprzez swoją wrodzoną zdolność do pakowania się w kłopoty i do potrzeby ciągłej pomocy ze strony któregoś z panów. Od pierwszego rozdziału książkę polubiłam tak samo jak głównych bohaterów.

     Niestety, przeczytanie wszystkich ośmiu części jedna za drugą nie było dobrym pomysłem. Już przy czwartej z nich zaczęłam się troszkę męczyć, ale twardo czytałam dalej, przecież byłam niesamowicie ciekawa czy wreszcie Komandosowi uda się uwieść Stephany. Fabuła książek zaczęła się robić przewidywalna, przygody główniej bohaterki również. Troszkę się zniechęciłam i poważnie się zastanowię czy sięgnę po kolejną część tym bardziej w oryginalnej wersji. Krótko mówiąc pozycja warta przeczytania jeżeli szuka się lekkiej książki do poduszki bez jakiegokolwiek większego przesłania. Czyta się miło i szybciutko, ale nie polecam brać się za wszystkie po kolei – lepiej zrobić przerywniki.

     W zeszłym roku do kin wszedł film oparty na pierwszej część książki. W głównej roli można zobaczyć Katherine Heigl, która jak to ona zagrała troszkę dziecinnie. Nie mogę się wciąż pozbyć uczucia, że to taka przysłowiowa głupiutka blondyneczka, pomimo tego, że w filmie jest szatynką. Zawsze lubiłam tą aktorkę, to chyba jeszcze sentyment z czasów kiedy grała w Chirurgach, ale zawsze uważałam, że każdą rolę gra w ten sam sposób. Film w miarę dobrze oddał treść książki, ale jak to zwykle bywa – film nie umywa się do książki. Wszystkim polecam książkę, film niekoniecznie – komedia jak każda inna.

Źródło: fabrykaslow.com.pl